IV
NIC NIE TRWA WIECZNIE
Kilka miesięcy później...Luna włożyła truskawkę w czekoladzie do ust swojego śmierciożercy. On uczynił to samo. Oboje już nie kryli swoich uczuć. Ściana ze zdjęciami powoli się zaplelniała, Żabka nie próżnował.
Dziewczyna wskoczyła na kolana mężczyźnie. Delikatnie zdjęła mu maskę z twarzy. On kilku tygodni coraz rzadziej ją nosił. To dobry znak. Ręce człowieka w masce jeździły po plecach blondnki. Wzdychali cicho.
Ostrożnie wstał a nią na rękach z kanapy. Ruszyłw stronę schodów. Po drodze dziewczyna składała pocałunki na szyi ukochanego, a jednocześnie wybawcy.
Dotarli do sypialni. Śmierciożerca nie wiedział, czy to odpowiednia chwila, ale Luna kusiła go jak jeszcze nigdy. Położył ją na łóżku. Powoli zaczął rozpinać koszulę, marynarki pozbył się wcześniej.
Blondynka doskoczyła do niego i pomogła mu zdjąć niechciane okrycie ciała. Ta noc była tylko ich...
2 dni później
Korytarz ciągnął się w nieskończoność. Miał wiele dodatkowych drzwi, ale śmierciożercę interesowały tylko jedne: te na końcu. To za nimi krył się ten potwór. Znów coś wymyślił.
Bo niektórzy nie mogą żyć bez śmierci, oczywiście śmierci innych, nie swojej. Taki właśnie był Czarny Pan. Dużo niewinnych istnień zginęło, oni juz nie wrócą. To co zabrało żniwo śmierci nigdy nie wróci, ale nawet to nie wystarczy Panu Zjadaczy Śmierci. Ich nazwa jest bez sensu, bo giną tysiącami, na bitwach, w trakcie podpaleń, tak poprostu. Nikt nie jest wieczny, niektórzy nie potrafia tego zrozumieć i w tym tkwi problem.
Człowiek w masce ustał przed drzwiami oznaczonymi czaszką. Bardzo oryginalny pomysł na oznaczenie swojego gabinetu. Chociaż to bardziej siedziba dementora, który ma postać przypominającą człowieka, ale chyba już nim nie jest.
Był tak zły, że nie zapukał. Po co mniał to robić? Ta bestia więzi jego matkę, ojca zabiła, a raczej zabił przez tortury na jej oczach i jego.
To długa historia, która opowiada o bólu i żalu, ale wy się już do tego chyba przyzwyczaliliście, co?
W pokoju było ciemno, paliła się tylko jedna świeca. Nagini zaciskałą się na nogach Voldemorta. Siedział w ogromnym fotelu ze skóry. Cały gabinet musiał kosztować majątek. Ludzie głodują, nie stać ich na chleb, a on siedzi w jednym z najdroższych gabitenów świata,w jednym z najdroższych zamków świata i przegląda gazetę, której tresć sam układał. Tak Proroka Codziennego też przejoł i Ministerstwo i ogulnie prawie połowę świata czarodziejii.
Uniżony sługa pokłonił się lekko. Kiedys kłaniał się prawie do podłogi, dziś stracił wszelką nadzieje na szczęście, które już zdąrzył posmakować.
-Mój przyjacielu, usiądź.
-Nie-starał się nie warczeć.
-Ymm, nie w humorz, co?-zarechotał-Trudno. Szpiedzy donoszą o jakiejś próbie uwolnienia niewolników z ósmego więzienia, mojego imienia. Trzeba by im przeszkodzić. Słyszałem, że masz jakąś niewolnicę.
Cisza. Mógł użyć oklumentacji, ale co by to dało? Nic by to nie dało, taka jest prawda. Czarny Pan wysłał już zapewne dawno temu szpiega i zna prawdę, więc po co kłamać?
-Tak, mam.
,,Ale nie niewolnicę, tylko moje szczęście w ludzkiej postaci, gnido"-pomyślał.
-Śiwtnie. Będzie żywą tarczą i bronią w jednym. Dziś o północy, więzienie numer osiem. Nikt z Zakonu Feniksa ma nie przeżyć, więźniów zabijcie najpuerw. Jak jakms códem uda im się wedrzeć do więzienia to zastaną tam trupy. Tak...to będzie dobre...
-Mogę już iść?
-Tak.
Śmierciożerca wyszedł. Jak już sie wejdzie do tego gabitemu to wychodzi się zmutnym i złym, zawsze. W tym przypadku też tak było.
W domu.
-Wróciłeś!
Luna rzuciła się na swojego wybawcę. Podniósł ją, uścisnął mocno. Wtulił głowę w długie blond włosy. Powiedziała mu kiedyś, że nie ściana ich, odkąd on je dotknął jesze w Hogwarcie. Wzruszyło go to mocno. Ta dziewczyna potrafiła zaskakiwać cały czas, bez przerwy.
-Podobno Harry żyje! Mówili w radiu...
-Luno?
-Obiecaj mi, że jeśli to prawda to będziesz walczył dla Zakonu! Odszukaj dla mnie Harrego on pokona Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno- Wymawiać! Zobaczysz!
-Obiecuję, ale mam ci coś ważnego do powiedzenia.
-To mów.
-Szykuje się wojna. Będę musiał walczyć, ty również. Nie przejmuj się.-urwał-Dopilnuje aby ci się nic nie stało. Obiecuję, że ci się nic nie stanie. Potem uciekniemy z tąd i już wszystko będzie dobrze.
-Wiem. Mnie już jest dobrze.
Przytulili się mocniej.
-Znajdziemy tego przeklętego Pottera, dopilnuję aby on Wieprzlej i ta szlama zakończyli tę wojnę.
-Gdzieś ty był, że cię wcześniej nie widziałam?
Zaśmiał się.
-W piekle, moja droga, w piekle.
Zamiast obmyślać taktyki na wojnę siedzieli wtuleni w siebię. Człowiek w masce już dawno wymyślił plan, obawiał się mimo to, iż coś pójdzie nie tak. Wiele czynników mogłoby nawalić, prawdopodobieństwo niepowodzenia było tak duże, jak prawdopodobieństwo powodzenia planu. Równe szanse, wię wszystko zależy od tak naprawdę życia.
Prawie północ.
Śmierciożerca zapiął ostatni guzik w kórtce blondynki. Opatulił ją bardzo szczelnie. Nie chciał, aby po skończonej misji się przeziębiła. Dał Lunie jej różdżkę i jeszcze jedną, dodatkową. Okrążył dziewczyne pięć razy, po czym zapiął swoją marynarkę, zarzucił płaszcz i założył maskę.
Blondynka przejechała opuszkami palców po gładkim, zimnym metalu. Zdążyła polubić tę nawierzchnię. Wiedziała dlaczego jej ukochany nie lubi zdejmować maski, dlatego go o to często nie prosiła. Dziękowała Rovenie za to, iż może patzreć w te oczy, głównie dzięki nim poznawała swojego śmierciożercę.
Objął ją w talli. Pocałowali się przed aportacją. Człowiek w masce całowała tak jakby robił to poraz ostatni. Później pod osłoną księżyca aportowali się do więzienia numer osiem.
Więzienie numer osiem.
Wiatr wiał, desz padał, a śmierciożercy zaczynali się gromadzić. Człowiek w masce ustawił się wraz z Luną pod ścianą. Nie chciał przy niej zabijać. Pomyslał, że gdyby ona to zobaczyła, to by go znienawidziła. Było w niej tyle dobra... nie zniosła by więcej niesprawiedliwości tego świata.
Niewolnicy poczuli się znów wolni. Nie spodziewali się tego. Śmierciożercy tak po prostu przyszli o zaczęli ich wypuszczać. Podejrzane, ale nie mieli wyboru. Kazali im wychodzić z celi to wychodzili. Niektórzy wyglądali strasznie: jakby nie jedli przez prawie miesiąc, bo tak właśnie było. Odrzywiali się racjami, które sami sobie wsześniej powytyczali, na wszelki wypadek. Pili deszvczówkę, spływającą po ścianach cel. Gdyby więzienie było szczelniej zbudowane, zapewne poumieraliby już dawno. A może to było zrobione celowo, aby cierpieli?
Gdy już się ustawili w równym rzędzie zaczęła się żeź. Mniejsza gróba czarodziejii rzucała Avady, aby ulżyć niewolnikom. Jednak większość sług Czaenego Pana wolała posłuchać krzyków cierpiących. Cruciatus jest bardzo złym zaklęciem, według niektórych gorszym od Avady, dlaczego? Odpowedź jest prosta, bo sprawia niewyobrażalny ból.
Człowiek w masce zasłonił uszy Lunie. Przycisnął ją mocno do siebie. Inni uznal, że się z nią droczy. Myśleni, iż daje dzieczynie jasne sygnały co będzie z nią robił po wojnie, bo przecie przyciśnięcie do sibie kogoś może oznaczać chęć na tylko jedną czynność, do głowy im nie przyszło, że śmierciożerca uspokaja Lunę.
Równo o północy ustawili się przed więzieniem. Trupy niewolników zostały nie tknięte, sług Czarnego Pana nie obchodził to czy zmarłym należy się godny pogówek, czy coś, nie. Oni mieli jasne wytyczne: przyjść o północy, zabić niewolników, zabić ludzi z Zakonu Feniksa.
Czekali w napięciu. Nagle ktoś krzyknął: ,,Nadchodzą!". Wyciągneli różdżki przed siebię. Niektóre niewolnice, nie miały czym się bronić. Służyły za tarcze. Została na większość z nich rzucona klątwa Imperiamus.
Pierwszą salwę pocisków wystrzelili śmierciożercy. Zakon Feniksa długo nie czekał z odpowiedzią. Słudzy Czarnego Pana zastosowali wokół siebie tarczę ochronną, ich przeciwnicy też. Nikt się nie cackał Avady leciały z obu stron.
Kilka osób już poległo. Trupy walały się na ziemi. Zapanował chaos.